Zdziwieni? Pan Tadeusz był pierwszą książką, którą przeczytałam w 2022 roku, z okazji roku romantyzmu polskiego, i od razu wiedziałam, że pojawi się w topce roku. Gdy czytałam Mickiewcza w liceum, nie robił na mnie takiego wrażenia - a teraz? Miłość! Pierwszorzędny humor, napięcie, wielowątkowość, trzynastozgłoskowiec który tak pięknie i lekko układa się na języku (czytajcie teksty pisane wierszem na głos).
Na początku roku miałam zajęcia o Juliuszu Słowackim - i niestety muszę przyznać, że dużo bardziej trafia do mnie przejrzyste, charakterne pióro Mickiewicza, niż piękne, ale pogmatwane utwory Słowackiego. #teammickiewicz
Na zachętę, żebyście czytali Pana Tadeusza z przyjemności, a nie z przymusu, fragmencik. Hrabia to jeden z moich ulubionych bohaterów, kocham to, jak Mickiewicz zaorał siebie i innych romantyków:
O! - krzyknął Hrabia, ręce podnosząc do góry -Dobre miałem przeczucie, żem lubił te mury!Choć nie wiedziałem, że w nich taki skarb się mieści,Tyle scen dramatycznych i tyle powieści! (...)Szkoda, że ten Soplica stary nie ma żonyLub córki pięknej, której ubóstwiałbym wdzięki;Kochając i nie mogąc otrzymać jej ręki,Nowa by się w powieści zrobiła zawiłość:Tu serce, tam powinność! tu zemsta, tam miłość!
Sońka była zdecydowanie największym zaskoczeniem tego roku. Nie pamiętam, bym w ciągu ostatnich kilku lat aż tak wzruszyła się jakąś książką. Co ta powieść ze mną robiła! Śmiech, płacz, otępienie, zachwyt przez trwogę. Karpowicz ze mnie drwił, wyprzedzał moje uprzedzenia, kierował na manowce, a równocześnie ściskał za serce i łechtał polonistyczne oczekiwania. Uważam tę książkę naprawdę, naprawdę za wybitną - bardzo rzadko mówię coś podobnego, więc weźcie to na serio. To pierwsza książka od lat, którą oceniłam 10/10. Nie umiem wskazać żadnej wady, jest po prostu perfekcyjna. Choć przyznaję, że robotę robi też fenomenalne słuchowisko - musicie to przesłuchać.
A o czym Sońka jest? No właśnie... o wojnie, peryferiach, dziewczynie zakochanej w Niemcu. Brzmi kiepsko. Tym większy jest mój podziw dla Karpowicza, że tak świetnie ten temat obronił, nie spłaszczył go, nie romantyzował ani nie przegiął z ukazywaniem przemocy. Ciekawie autor wprowadził tu elementy teatru. Narrator-bohater-słuchacz, który jest reżyserem teatralnym, fascynującą historię tytułowej Sońki próbuje od razu przebić w przedstawienie. Sprawia to, że prawda miesza się z artystyczną wizją, binarne opozycje dobry-zły, prawdziwy-fałszywy rozkładają się, a czytelnik jest tak skonfundowany i rozbrojony, że... Już mi słów brakuje, znowu mam ochotę Sońkę przeczytać. Jeśli potrzebujecie dodatkowej zachęty, żeby rzucić wszystko i zacząć czytać, to proszę:
No i jakoś to wszystko musi potem wyglądać na deskach sceny. Musi poruszać. Chwytać za serce. Dusić za gardło. Najlepiej w czerni i bieli, wtedy wiadomo, że idzie o Ważne i Ponadczasowe. (...) wielkie ryzyko sceniczne, groźba efekciarstwa, kolejne memłanie Holokaustu. Kicz. Bez tego jednak chyba przedstawienie się nie uda. I czy to ma znaczenie, co wzrusza? Arcydzieło czy szmira? Wzruszenie jest takie samo.
Zastanawiałam się, czy dawać tu Błony umysłu, bo właściwie jest to kontynuacja Szczelin istnienia, które w którymś z poprzednich rankingów się już pojawiły. Brach-Czaina była dla mnie w tym roku jednak szczególnie ważna, ponieważ jest jedną z bohaterek mojej pracy magisterskiej. Błony umysłu były więc dla mnie z jednej strony materiałem badawczym, a z drugiej intelektualną rozrywką. Kocham styl autorki, jej wizję macania świata, krzątactwa, doceniania codzienności. Eseje Brach-Czainy to jedna z najlepszych rzeczy, jaka przydarzyła się polskiej humanistyce od... w sumie to w ogóle.
Pojawiły się tu motywy, które poruszyły mnie szczególnie i osobiście, choćby tytułowe złuszczanie błon umysłu. Mam nadzieję, że jeśli nie zachęcę Was do czytania, to sama autorka to zrobi:
Nie wahajmy się przyznać, że błony naszego ducha też wymagają złuszczenia i co pewien czas powinny być wyrzucane. (...) Złuszczanie błon umysłu - z pozoru niewidocznych, lecz niestety mocnych - wyzwala postawę sceptyczną. Osoba poddająca się tym niszczycielskim, ale ożywczym praktykom, nie tylko krytycznie postrzega siebie, lecz także może stracić trwałe przekonania.
W sumie to nie sądziłam, że Farby wodne, reportaż czytany ledwo miesiąc temu, pojawi się w tym zestawieniu, ale z czasem coraz częściej przychodziła do mnie myśl, że to jest naprawdę ważna i dobrze zrobiona książka. Temat jest trudny: Auschwitz. Autorka skupia się jednak tych, o których historia zagłady zwykle milczy - na społeczności cygańskiej i ich losach w trakcie wojny i po niej. Pion tej historii nadają: portrety malowane akwarelami, Królewna Śnieżka i wojna między prawami autorskimi a pamięcią. Fenomenalnie zrobiona rzecz: z wrażliwością, bez oceniania ofiar, bez romantyzowania historii (tak, jestem na to bardzo wyczulona). Mały fragment:
Serial [Holocaust z 1978] otworzył złotą erę kina holokaustowego. Inspirowało, oburzało, prowokowało do debat o rasizmie i antysemityzmie, o prawach twórców i upraszczaniu historii, o kulturze i polityce. Kino to gra na uczuciach widza, który wie, że zostanie oszczędzony. Uformował się kanon zagłady dla mas.
Nie jestem ani osobą poetycką, ani szczególnie zakochaną w poezji. Ale Szymborska nieustannie powoduje u mnie szybsze bicie serca. Te dwa tomiki, przeczytane w ramach magisterki, jakoś tak pozwoliły mi się na chwilę zatrzymać, ucieszyć się, że jestem, tutaj i przez krótką chwilę. Poezja Szymborskiej ma w sobie prostotę, czar i wrażliwość, które bardzo do mnie przemawiają. W przeciwieństwie do poezji współczesnej, którą byłam zmuszona czytać na zajęcia - tam nic mnie nie porusza, w żaden sposób. Kocham w Szymborskiej prostotę, bezpośredniość, brak przyrostu formy nad treścią, bazowanie na konkretach. Przytoczę tu jeden z moich ulubionych wierszy z tomu Tutaj. Oto Metafizyka:
Było, minęło.Było, więc minęło.W nieodwracalnej zawsze kolejności,bo taka jest reguła tej przegranej gry.Wniosek banalny, nie wart już pisania,gdyby nie fakt bezsporny,fakt na wieki wieków,na cały kosmos, jaki jest i będzie,że coś naprawdę było,póki nie minęło,nawet to,że dziś jadłeś kluski ze skwarkami.
Światy równoległe, słuchane z siostrą podczas Głównego Szlaku Beskidzkiego, dały mi wiele radości. Łukasz Lamża ma niezwykły talent rozprawiania się z różnymi teoriami systematycznie, rzeczowo, a równocześnie lekko, przystępnie i z poczuciem humoru. Nie sądziłam, że książka o teoriach spiskowych może być aż tak wciągająca i pełna treści.
Uwielbiam też szacunek i skromność, z jakimi Lamża opowiada o różnych godzących w umysł człowieka teoriach. Widać to pięknie na przykładzie innej jego książki - Trudno powiedzieć, w której opowiada z naukowym zacięciem o chorobie, rasie, inteligencji i płci. Choć nie bawi się w poprawność polityczną (w bądź co bądź dość eksploatowanych społecznie tematach), nie robi też z siebie kontrowersyjnego celebryty, który nam teraz opowie swoją wizję świata. Nie, Lamża stara się być obiektywny, co sprawia, że często zadaje pytania bez odpowiedzi. Rozważa różne zagadnienia, przedstawiając różne punkty widzenia, ale nie zawsze stawia diagnozę. Bardzo to doceniam. Literatura popularnonaukowa w świetnym wydaniu.
Jak powiedziałem na samym początku, fakty i definicje nam nie pomogą. Te naprawdę najtrudniejsze i najpoważniejsze problemy prowadzą nas na terytorium wartości, gdzie fakty stają się tylko argumentami, ale przytaczanymi na obronę tezy, która z faktów wcale nie wynika. To prastary problem, który określa się często w naszym filozoficznym slangu mianem gilotyny Hume'a: nie da się przejść od zdania "jest tak i tak" do zdania "powinno być tak i tak".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz