Większość (nie boję się tego słowa, choć jest przerażające w połączeniu z tym, które pojawi się za chwilę za nawiasem) ludzi, a nawet polonistów (tak, wiem, ponoć to też są ludzie), nie za bardzo interesuje się literaturą przedromantyczną. Katedrę romantyzmu rozrywa w szwach, podczas gdy prowadzących zajęcia z oświecenia brakuje - problem jest na tyle poważny, że tych z romantyzmu wrzucają bezwolnie w nauczanie o epoce rozumu. Czemu tak niewielu miłuje Krasickiego, a tyluż rozpływa się nad Mickiewiczem? Dlaczego tak ciągnie nas do ballad i tragedii, a tak kręcimy nosem na oświeceniowe satyry i komedie? Lubimy się smucić, humor nas nudzi, oświecenie było zepsute i sztywne...? Czy to, co najciekawsze w literaturze polskiej, zaczyna się od romantyzmu? (no, nie licząc Kochanowskiego, rzecz jasna...)
Kiedy rozpoczynaliśmy nowy semestr, nie pociągała mnie szczególnie wizja trzydziestu godzin ćwiczeń z najnudniejszej dla mnie epoki w dziejach. Na języku polskim oświecenie ograniczało się do kilku haseł: Krasicki, bajka, satyra, obiady czwartkowe, rozum, ateizm, klasycyzm, sentymentalizm, rokoko, III rozbiór, preromantyzm + znudzenie na twarzy nauczyciela, który szybko tę nieprzyjemność odbębniał. Jedyna lektura czytana na język polski? Cierpienia młodego Wertera - a to już przecież niemal romantyzm! Poza tym jakieś Ptaszki w klatce, Żona modna, Laura i Filon i jakaś tam "Święta miłości kochanej ojczyzny"... Zapachniało nudą i podręcznikiem?
Nic więc dziwnego, że gdy profesorka (zresztą - katedra romantyzmu) zapytała o nasze uczucia względem oświecenie, napisałam (ważyły się tu moje losy niezdawania ustnie egzaminu - przywilej ten dotyczył wybrańców, którzy mieli za to więcej przygotowywać na zajęcia. Nie dostąpiłam tego zaszczytu, czego po mojej odpowiedzi się spodziewałam, wracając...), że to, co najbardziej interesuje mnie w literaturze, zaczyna się dopiero po oświeceniu... Hm... Sami widzicie, że słaba odpowiedź.
Coś się zmieniło po tym semestrze?
Do egzaminu zaczęłam się uczyć cztery dni przed, mając przed sobą kartkę z jakimiś trzydziestoma zagadnieniami. Kupa czytania. Mało przyjemny dreszczyk emocji. Opracowanie Klimowicza w serii PWN. Obok kilka wiernych BN-ek i pośledniejszych książek, czytnik z pościąganymi z Wolnych Lektur ebookami, kilka antologii wierszy i publicystyki. Przed oczami notatki z ćwiczeń, kolorowe mazaki, laptop z jeszcze pustym plikiem tekstowym. Zaczęła się niezła jazda (tak w ramach spojleru - wyrobiłam się ledwo, ledwo, 30 stron notatek, kilka wypraw do bibliotek, obolałe plecy, pięć z egzaminu u przemiłej profesorki. Więc stosunkowo bez ofiar).
Już na ćwiczeniach zaczynał zmieniać się mój stosunek do oświecenia, ale dopiero samodzielna lektura pokazała mi, jaka to fascynująca epoka! Trzy ścierające się nurty, zupełnie różne, a jednak często przenikające się, wielkie osobowości, kobiety, transformacje, emocje, żywioł..! Genialny Fircyk w zalotach, niby rokokowy, libertyński, ale czy na pewno? Malwina (bohaterka powieści Marii Wirtemberskiej) - słaba, delikatna, szczera i dająca się ciskać wszelkim porywom serca, tragicznie, sentymentalnie nieszczęśliwa i jej dwóch Ludomirów, niczym w kiepskiej telenoweli. Robinon Cruzoe (czy tylko ja nie wiedziałam, że to te czasy?) - czyli początki powieści, w tym przygodowej i awanturniczej, biedak, któremu jakoś wszystko cudownie się udaje (a Piętaszek nie umiera).
Kniaźnin - niesamowity człowiek, barokowy sarmata i dziwak, na przemian rokokowy i sentymentalny, który popada w obłęd po II rozbiorze... Jego wspaniała oda Do wąsów, w której żali się, że "wstrętne dziewczęta" dworują sobie z jego "rycerskiej twarzy", choć nie tak dawno życie by dały za takiego wąsa! Albo wiersz O Elizie, w którym wyraża strach przed zmiennymi nastrojami ukochanej. Jest też Wegierski, wredny gówniarz robiący literackie przytyki wszystkim na dworze, skandalista i buntownik. Powrót posła Niemcewicza i biedny wykpiony starosta Gadulski mówiący tylko, że kiedyś to było, oraz wypachniony Szarmancki, chwalący się portretami swoich rzekomych kochanek.
Rokokowe zabawy, wierszowane flirty porównujące piękne damy do filiżanek i kwiatów, opisy biednych kochanków ganiających motylki i zazdroszczących wiewiórkom. Ohydny Rousseau ze swoją naturalną spontanicznością, czyli całkowitym brakiem kultury osobistej. Cud czyli Krakowiacy i Górale - cudowna opera o tym, jak pewna macocha podrywała narzeczonego pasierbicy. Okropnie nudna Podróż sentymentalna Sterne'a, w której bohater przez kilka stron płacze, bo zobaczył ptaszka w klatce. Przewspaniała Myszeida Krasickiego, w której myszy pokonują w walce koty i zjadają Popiela - w rycerskich szeregach tych wcale nie uroczych zwierząt znajdujemy Mruczysława, Parmezanidasa, Filusia, Syrosława, Gryzomira i Miaukasa. W tym wszystkim również dydaktyzm, oczywiście, ale często pełen humoru, jak w bajce Lew i mucha Trembeckiego, gdzie po ostrych słowach lwa: "Idźże precz, ty śmierdziucho, urodzona z kału", mucha pokonuje go w walce.
Szalona epoka. Zabawna i tylko czasem poważna, choć i o poważnych rzeczach mówi z humorem. Liczne aluzje do sytuacji upadającego państwa, krótka euforia Konstytucją i rozpacz, z której formuje się romantyzm. Tkliwe sentymentalne sielanki Karpińskiego współistnieją z wbijającymi szpilki satyrami i poetami heroikomicznymi, a także rokokową beztroską skupioną na meandrach gry miłosnej, w których Zosie zdradzają ukochanych, a Anusie oddają się komu bądź pod dębem.
Dałam porwać się w ten wir sprzeczności i naprawdę wsiąkłam. Zdziwiło mnie, jak wiele w naszej współczesności oświecenia - uwielbienie dla komedii, romansów i powieści awanturniczych, ale także sentymentalnej szmiry tak podobnej do naszych melodramatów. Tendencje do łopatologicznego przekazywania treści, jak u nas, gdzie oczekuje się, że wszystko będzie kawa na ławę, bez symboli, ew. z łatwymi do rozczytania aluzjami. Wojny idei. "Rób, co chcesz", rozluźnienie obyczajów, demaskowanie powszechnego fałszu i masek, podążanie ślepo za zagranicznymi modami (wtedy - francuską, teraz - wiadomo).
Romantyzm teraz wydaje mi się jakiś mdławy. Sentymentalny, ale do kwadratu. Ciężki. Zobaczymy, czy przy kolejnej sesji, gdy przyjdzie mi się zmierzyć z romantyzmem, nie zmienię jeszcze zdania. Na razie tylko mówię - zainteresujcie się oświeceniem, jeśli nadal nie próbowaliście!
Jakie są Wasze odczucia względem tej epoki i innych? Jest jakaś, którą lubicie szczególnie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz