01 lutego

Ledwo się zaczęło, a tu już podsumowanie... Po raz pierwszy!


Styczeń był dla mnie dość wyjątkowy, bo i działo się nie mało. Nowy blog, rekordowa (jak na mnie) ilość przeczytanych książek, nawet poznane z wyprzedzeniem lektury, studniówka - ♥! - przygotowania do olimpiady filozoficznej, początek ferii i wiele różnych miłych choć małych wydarzeń, spotkań i przyjemności (choćby tygodniowy urlop w szkole!). Gdybym miała na coś narzekać, to tylko na pogodę - choć i tu zdarzały się piękne, śnieżne dni lub te ciepłe i bezwietrzne. Dobrze, schodzę już z tej gadki-szmatki, przejdźmy do może mało liczbowego, ale za to bardzo cieszącego mnie podsumowania pierwszego miesiąca roku 2018.

W styczniu czytałam znacznie więcej, niż w miesiącach poprzednich - lepszy czytelniczy wynik miałam ostatnio w lutym poprzedniego roku i było to 10 książek (jak na mnie - ilość olbrzymia i raczej na razie nie do powtórzenia). Teraz skromnie, ale i tak pięknie: osiem książek! Kochani, ale to jeszcze nic, bo i cóż to były za książki... ♥ (te serduszka niebezpiecznie się tu mnożą. Nie robię tego w recenzjach, musicie więc przeżyć je tutaj)


Zaczynamy od lektur, które stanowiły połowę przeczytanych przeze mnie książek w tym miesiącu. Teraz tak sobie myślę, że to dość brutalne ze strony naszego nauczyciela - tyle nam ich zadawać. Co prawda wszystkie są dość niegrube, ale i tak... Cisną nas na tym humanie, oj cisną. Powiem od razu, że nie recenzowałam ich ani na wcześniejszym blogu, ani na tym. Rzadko recenzuję lektury, ciężko jest mi się na ich temat wypowiedzieć w sposób świeży i "nieskalany", skoro posiekaliśmy je i zanalizowaliśmy na lekcji. Nie sądzę też, żebym mogła na ich temat powiedzieć coś nowego. Do rzeczy.

Dżuma. Oran, rok 194., wybucha epidemia dżumy, która jest równocześnie symbolem zła i wojny. Ludzie przyjmują wobec niej różne postawy, autor rozprawia na tematy egzystencjalne, sama za to książka nieco się dłuży, ale czyta się nawet sprawnie. Razi suchość wywodu, całkowicie beznamiętna narracja. Fascynuje głęboko humanistyczne przesłanie.

Tango. Totalnie mnie to kupiło! Błyskotliwy, prześmiewczy, bawiący się absurdem dramat mówiący trochę o formie, trochę o rewolucji i władzy oraz relacjach międzypokoleniowych. Nieznośni bohaterowie, których się nie lubi (Artur miał potencjał, potem zaczęło zgrzytać, na koniec to mi go tylko żal było. Alę lubiłam). Wbrew pozorom, utwór bardzo mądry.

Folwark zwierzęcy. Co tu dużo mówić - Orwell trafia w punkt! Tworzy bajkę, która przeraża bezpośredniością i realnością, dosadnie tłumaczy, jak może skończyć się rewolucja ludu, jeśli ów lud nie dopilnuje swoich praw i nie sprzeciwi się w porę nowej dyktaturze. Ostrzeżenie, by świnie nam świata nie podbiły.

Ósmy dzień tygodnia. Tutaj mam mieszane uczucia. Szanuję kunszt autora, pisze sprawnie, obrazowo, szara rzeczywistość PRL-u sama maluje się nam przed oczami. Fabuła raczej prosta, ale pokrętnie zaskakująca (bardzo pesymistyczna). O tym, jak kończy się bierne marzycielstwo. Hłasko wprowadził mnie w ponury nastrój, ale raczej nie zagości na długo w mojej głowie - obraz tej noweli? opowiadania? powieści? już zaciera mi się w głowie.


Nie myślcie jednak, żem taka ambitna i tylko klasyki, lektury lub ciężkie książki czytam! O nie, sięgam ciągle po literaturę współczesną - mniej lub bardziej ambitną. Tu też zdarzają się perełki. Domyślacie się, która z tych czterech książek podbiła moje serce i rozum?

Co nas nie zabije. Niby czwarta część Millennium, ale nie pisana przez Larssona, więc się nie liczy. Mimo wszystko przyjemna, dobrze skonstruowana, choć już bardziej przewidywalna (w porównaniu choćby do Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet) powieść. W sumie, całkiem niezła. Odsyłam do recenzji!

Cuda. Wytłumaczenie cudów, historie cudów... Książka chrześcijańska. Szczerze mówiąc, taka sobie. Średniaczek. Nie ganię, nie chwalę, jak ktoś chce się czegoś dowiedzieć o cudach, to może sobie poczytać (co prawda jest protestancka, ale mimo wszystko). Okładka przyciąga wzrok, skuteczna pułapka!

Zapisane w kartach. Jedyna kiepska książka w dzisiejszym zestawieniu. Totalne dno! Piąta i ostatnia (na szczęście!) część serii o Innych. Szczerze mówiąc, tylko pierwsza była intrygująca, druga może trochę, reszta była tylko coraz szybszym staczaniem się. Zapisane w kartach to zdecydowanie najgorszy tom. Wiało nudą, autorka lubi paplać o niczym, opisywać jakieś sprawy związane z organizacją... różnych rzeczy, które czytelnika ani trochę nie obchodzą.

Perfekcyjna niedoskonałość. Bezapelacyjnie genialna powieść! Dukaj ma mózg nie od parady: tworzy fascynujący świat przyszłości, wplatając w niego przemyślenia filozoficzne. Gdzie kończy się człowieczeństwo? Jak nie zwariować w świecie pełnym niepewności? Do czego nam kultura? Naprawdę rewelacyjna, mądra książka, zabieram się niedługo za inne dzieła Dukaja. Odsyłam do recenzji.

Jakieś plany na przyszły miesiąc? Dalej trafiać na tyle wartościowych książek (ok, ok, wiem, że mój wpływ na to jest dość nikły, bo nie wiem, co mi się spodoba)! A Wy przeczytaliście coś ciekawego w ostatnim miesiącu? Co z mojej listy znacie, a co chętnie byście poznali? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Ballady bezludne , Blogger