20 października

Kicz i telenowela katastrofę gonią... Da się lubić?


Cień wiatru jest jedną z tych książek, o których nigdy nie usłyszałam złego słowa, same ochy i achy, do znudzenia. Zabierałam się za czytanie kilka lat, w końcu się zabrałam, z jakąś pewnością, że lektura powali mnie z nóg. Powinnam już wcześniej nabrać podejrzeń. Zwykle przekonują mnie właśnie te pozycje dzielące czytelników na LC - niedoceniane, uważane za nudne, męczące albo przeciętne i bez szału. Albo takie, o których w ogóle się nie mówi. Te czytelnicze hity najczęściej w moim odczuciu okazują się niewypałem. No ale siostra przeczytała i chwaliła, chłopak czytał ostatnią część - chwalił, znajomi na LC - chwalą. Oceny nie schodzą poniżej siedmiu gwiazdek... Kurczę, to aż wstyd samemu nie skonfrontować się z tym "ARCYDZIEŁEM"! Fani - nie bijcie.

Samotny księgarz prowadzi swojego syna Daniela na Cmentarz Zapomnianych Książek, gdzie chłopak z tysiąca pozycji ma wybrać dla siebie jedną. Wybór pada na Cień wiatru, powieść niejakiego Juliana Caraksa, którego inne książki są nie do zdobycia. Daniel zauroczony lekturą postanawia dowiedzieć się jak najwięcej o tajemniczym autorze, grzebiąc w przeszłości obcych ludzi.

Fabuła jest raczej dość prosta, wręcz schematyczna: młody chłopak napotyka na jakąś tajemnicę i, próbując ją rozwikłać, wplątuje się w kłopoty, a czytelnik wraz z nim odkrywa coraz to nowe brudy. Mamy tu elementy kryminału, romansu i to, co ponoć jest największym atutem Zafóna - niepokojący klimacik. Wszystko okraszone Jakże Bardzo Mądrymi Sentencjami, którymi bohaterowie i narrator sypią jak z rękawa... Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to co, już masz w sobie... Ludzie są gotowi wierzyć we wszystko, tylko nie w prawdę... Istniejemy póki ktoś o nas pamięta... Idealne do kalendarza. 

Autor nie zaskakuje, wręcz używa tanich, sprawdzonych, filmowych chwytów, które mają nam zbudować napięcie - od początku nie miałam wątpliwości, kto pali wszystkie książki Caraksa, nie zdziwiła mnie w żadnym momencie historia Juliana czy Daniela. Cień wiatru czytałam głównie w autobusach i tramwajach - niektórzy pasażerowie musieli mieć niezłą frajdę, widząc zmiany, jakie dokonywały się na mojej twarzy przy co bardziej ckliwych czy żałośnie oczywistych scenach. Brwi odbywały rytualny taniec, marszcząc się i podnosząc w geście ironii lub zniesmaczenia, a usta wykrzywiały na różne strony, brakowało jedynie przewracania oczami i wzdychania z rezygnacją. 

Uwielbiam groteskę, apsychologizm postaci, zgrabne dialogi, w których trudno doszukiwać się sensu... jeśli autor korzysta z tych zabiegów z rozmysłem. Ciężko mi jednak docenić nieporadność, z jaką Zafón stara się urealnić swoich bohaterów i dialogi, uzyskując efekt komiczny. Bohaterowie są sztampowi i płascy - ci bardzo źli (Fumero), bardzo dobrzy (ojciec Daniela), zagubieni, zabawni (Fermin) i tragiczni, którzy mają nas swoją historią doprowadzić do łez współczucia (tych jest tu tak dużo, że aż nie silę się wymieniać). Dialogi naprawdę, naprawdę słabe - w przeważającej części gorzkie wyznania, sztucznie, jakby na siłę wprowadzane złote myśli autora i całkowita nieumiejętność rozmawiania ze sobą po ludzku bohaterów, którzy głównie się nawzajem ranią i obrażają. Łatwość, z jaką wszyscy nagle otwierają swoje serca przed Danielem - dziwna. Sztuczny dramatyzm bazujący na sprawdzonych chwytach - żałosny. 

Cień wiatru to próbująca być mroczną telenowela brazylijska. Każdy może być bratem, siostrą, ojcem i matką każdego, tu i tam ktoś ginie, a na wszystkich czyha zabawny w swojej wrogości psychopata, który nie umie powiedzieć zdania bez przekleństwa. Tu się biją, tam nagle znikają, kochają po kryjomu i nie mogą bez siebie żyć, no bo nie można się przecież szczęśliwie zakochać, zawsze trzeba dramatycznie - albo rodzice ich rozdzielają, albo ten drugi nie kocha... W postawie bohaterów dominuje egoizm albo ślepe zapatrzenie w obiekt pożądania. Kobiety są na potęgę poniżane przez facetów, rodzicami się gardzi, a dzieci nie chce. 

Rozumiem jednak, że tę książkę można lubić, bo pokazuje świat zupełnie innym, niż jest - ta inność pochłania. Zaułki, które koniecznie wszystkie muszą być mroczne, opuszczone rezydencje, kierujące bohaterami fatum, wciągające sekrety i patologiczne relacje, a to wszystko przejaskrawione, niecodzienne, nieudane naśladownictwo Wichrowych wzgórz. Mnie też fabuła  i losy bohaterów wciągnęły - jasne, że chciałam wiedzieć, co będzie dalej, dlatego przeczytałam do końca. Cień wiatru dobrze się czyta - jest napisany prostym językiem, akcja szybko płynie, nie zostaje czytelnikowi nic, jak się tylko dać jej porwać. 

Nie widzę jednak u Zafóna niczego wyjątkowego, zasługującego na takie masowe zachwyty. To dobrze skonstruowana, ale jednak dość nieoryginalna powieść, w dodatku nieprzyjemnie udramatyzowana. Fajna (używam tego słowa z rozmysłem) książka na odmóżdżenie, luźne popołudnie, niewymagająca, wpasowująca się w schematy i tendencje tego typu literatury. Byłabym daleka od nazwania jej arcydziełem. Dużo bardziej poleciłabym właśnie pięknie napisane Wichrowe wzgórza (a przecież też pełne dramatyzmu i patologii), hiszpańską Złudę (niepokojący klimat, ale dużo bardziej nieoczywiste rozwiązania. Recenzja na blogu!) czy choćby znanego nam dobrze Edgara Alana Poe (to jest styl!). 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Ballady bezludne , Blogger